Fiordy na wyciągniecie ręki.
Czy możliwe jest stwierdzenie, że tylko jedno miejsce jest najpiękniejsze na świecie? Cóż, jeżeli to miejsce tworzą pokryte śniegiem góry, opadające kilkaset metrów w dół do wąskich niebieskich fiordów, otoczone bujną zielonością krajobrazu i ozdobione raz po raz białe owieczki – jest to możliwe.
Norwegia – państwo położone w Europie Północnej na Półwyspie Skandynawskim, jedno z najmniej zaludnionych krajów europejskich. Południowa i środkowa część położona w strefie klimatu umiarkowanego morskiego, a północ (za kołem polarnym) w zakresie umiarkowanego chłodnego morskiego, graniczącego na północnych wybrzeżach z subpolarnym. Aby zwiedzić wszystko co warto. Tarnowski Oddział SEP zorganizowało pięciodniową wycieczkę, aby poznać historię i kulturę potomków wikingów.
Dzień pierwszy zaczął się od przejazdu z Tarnowa na lotnisko w krakowskich Balicach, odprawa i przelot do Oslo. Po wylądowaniu na lotnisku w pobliżu Oslo przejazd autokarem do Oslo. Autokar podwiózł nas na położone na zalesionym wzgórzu przedmieście Oslo – Holmenkollen, które stanowi ważną część norweskiej i międzynarodowej historii narciarstwa. Znajdująca się tu ponad 100- letnia skocznia, jest narodowym pomnikiem i jedną z największych atrakcji turystycznych: ponad milion osób każdego roku przebywa krótką drogę z centrum Oslo, aby ją zobaczyć.
W 1952 r. Holmenkollen gościło uczestników Igrzysk Olimpijskich. Specjalnie na tę okazję zbudowano pod skocznią stałe trybuny oraz loże sędziowskie, a bicie rekordów należało do publiczności, która zjawiła się w liczbie ponad stu tysięcy. Cały kompleks jest popularny również latem, dzięki znajdującemu się pod skocznią muzeum, wspaniałemu widokowi rozciągającemu się na jej szczycie, oraz napełnianemu wodą podnóżu. W 2005 roku władze Oslo podjęły decyzję o zburzeniu zabytkowej skoczni i wybudowaniu na jej miejsce nowoczesnego obiektu. 18 marca 2007 r. miał odbyć się ostatni konkurs w historii na tym obiekcie. Konkurs odbył się w trudnych warunkach atmosferycznych, skaczący, jako ostatni Polak Adam Małysz, otrzymawszy mocny podmuch wiatru, cudem uniknął groźnego upadku. Skocznia zostanie przebudowana pod koniec 2008 r.. Z pod tego obiektu w objęciach pięknej pogody podjechaliśmy, aby zobaczyć pałac królewski z XIX w a następnie ratusz z XX w.
Stolica Norwegii jest miejscem niezwykle przyjaznym, nie posiada bowiem cech charakterystycznych dla światowych metropolii. Nie ma tu hałasu, tłumu ludzi taranujących się wzajemnie w drodze do pracy czy kilometrowych korków. Wszystkie drogi przelotowe biegną pod ziemią, a w mieście pełno jest deptaków . Wszędzie można dotrzeć pieszo, a jak wiadomo, w ten właśnie sposób najlepiej poznaje się nowe miejsce. Jest czas. żeby podpatrzeć codzienne życie miejscowej ludności, nabrać w płuca świeżego, skandynawskiego powietrza i pogapić się na zabytki.
Przechodząc dalej dotarliśmy do portu, spacer po najsławniejszym Bulwarze Aker Bryge nad Oslotjordem zakończony kolacją na pływającym statku. Następnie spacerując poprzez Oslo dotarliśmy do autokaru, a stamtąd około pół godziny przejazdu do hotelu na nocleg.
Drugiego dnia po śniadaniu przybyliśmy do Oslo aby zwiedzić Norweskie Muzeum Wikingów (Norsk Folkmuseum), którego znakomita część znajduje się na świeżym powietrzu – jest to jeden z największych europejskich skansenów. Przebrani w ludowe stroje przewodnicy odkrywają przed gośćmi tajemnice codziennego życia swoich przodków. Łatwo się zgubić w labiryncie stu pięćdziesięciu uroczych chatek pochodzących z wieków od XVII do XIX. charakterystycznych dla różnych regionów Norwegii. Po dwóch godzinach zwiedzania zasiedliśmy do autobusu i jedziemy dalej.
Przejazd do Hardangen idda przez największy płaskowyż północnej Europy, postój przy jednym z najwyższych wodospadów Voringfossen. przeprawa promowa przez Eidljord Brimnes-Bruravik do Bergen. Z poziomu morza poprzez wysokość około I300m npm. zjechaliśmy do Bergen. W czasie przejazdu oglądaliśmy piękne widoki wysokich gór oraz. zmieniające się oblicze przyrody wraz z przebytą drogą. Od pięknej roślinności w niskich partiach gór poprzez gołe skały pokryte skutym lodem z niegościnnym górskim klimatem, do powrotu normalnej przyrody w okolicach Bergen.
Po drodze przystajemy przy wodospadzie Voringfossen. Idąc przez las. ścieżką wijącą się między płaskimi skałami, właściwie nie wiedząc dokąd, z głębi lasu słyszymy dziwny szum. przechodzący w huk i nasilający się w raz z przebytą drogą. Zaintrygowani idziemy dalej, mijamy drzewa, krzaki i granitowe (a jakże inaczej) skały, które przesłaniają nam widok. Huk potężnieje z każdą chwilą, wokół nas. aż nagle… zatrzymujemy się jak wryci nad brzegiem przepaści, wypełnionej obłokami mgły wodnej. Stoimy chwiejnie na wilgotnej, śliskiej skale, kurczowo trzymamy się drzewa, a z przeciwległego zbocza, w dól po porośniętych mchem skałach, ze 182 metrów spada w dół Voringfossen i kilka mniejszych wodospadów. Co charakterystyczne dla norweskich atrakcji przyrodniczych, nie ma tu specjalnego punktu obserwacyjnego. Nad krawędź tego ogromnego rowu (kanionu?) można wyjść spośród drzew w dowolnym miejscu. Kontynuując naszą podróż docieramy do Bergen.
Bergen liczące prawie 250 tys. mieszkańców jest drugim, co do wielkości miastem Norwegii i jest definitywnie najpiękniejszym miastem, jakie do tej pory widziałem w Skandynawii. Zawdzięcza to moim zdaniem, poza ciekawą architekturą, przede wszystkim rewelacyjnemu położeniu. Z jednej strony otoczone jest górami (Bergen nazywane jest miastem siedmiu wzgórz) a z drugiej fiordami. Nazywane jest bramą do fiordów i znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Obecnie największy port rybacki kraju, duży port handlowy i pasażerski. Jest to drugie po Oslo, miasto co do wielkości i znaczenia gospodarczego. Po takich atrakcjach udaliśmy się po kolacji na spoczynek w centrum miasta. Co dla niektórych jednak ten dzień trwał dłużej, gdyż udali się na przechadzkę „nocną” ulicami tego miasta.
Trzeci dzień rozpoczęliśmy zwiedzaniem miasta. Miasto zostało założone przez króla Olava Kyrre w roku 1093 i w XIllw stało się stolicą Norwegii na następnych 600 lat. Bryggen (Bryggen to po norwesku nadbrzeże, keja). Jest to jednak również nazwa zabytkowej dzielnicy Bergen stanowiącej oddzielną cząstkę w historii miasta. Ze względu na położenie w głębi fiordu było bezpiecznym portem i szybko stało się siedzibą kwitnącej agencji Hanzy. To właśnie drewniane budynki hanzeatyckich faktorii wzniesione na portowym nadbrzeżu stanowią do dziś symbol starego Bergen – Bryggen . Oczywiście, drewniane budynki nie mogły uchować się przez wieki przed ich największym wrogiem – ogniem, więc miasto wielokrotnie płonęło do fundamentów, a następnie jak feniks powstawało z popiołów nadal jednak zachowując swoją zadziwiającą strukturę. Ze względu na to niebezpieczeństwo, życie w Bryggen poddane było surowym rygorom. Każda parcela ciągnie się wąskim pasem od nadbrzeża na kilkadziesiąt metrów w głąb lądu i dzieli się na kilka posesji, z których każda należała do oddzielnego patrona i jego biura handlowego. Parcele oddzielone są od siebie wąziutkimi uliczkami nad którymi zamykają się dachy sąsiednich budynków. Uliczki pokryte są drewnianymi chodnikami, co w przeszłości ułatwiało przewożenie towarów między magazynami a statkami przy nadbrzeżu. W tych czasach faktorie hanzeatyckie miały zagwarantowany monopol na handel pomiędzy Europą a Norwegami – wymiana dotyczyła zjednej strony występujących tu w obfitości ryb, a wszystkim co mogła zaproponować Hanza, a więc zboża, tkanin i wyrobów rzemiosła. Jak każdy monopol, przynosiła osiadłym tu agentom krociowe zyski. Za te zyski trzeba było zapłacić surowymi wyrzeczeniami. Nikt w faktorii nie mógł mieszkać z rodziną, ani patron, ani jego zastępca, ani tym bardziej ich nastoletni pracownicy. Celibat byłby całkowity, gdyby nie kilkaset domów publicznych otaczających Bryggen . Następne ograniczenie dotyczyło ognia. Ani światła, ani ogrzewania, ani nawet gorących posiłków. W tej ciasnej, wielopiętrowej, drewnianej zabudowie takie ograniczenia były zrozumiałe, acz niewątpliwie w północnym klimacie bardzo uciążliwe. Pracowano więc od świtu do zmierzchu. Latem, gdy dzień w Bergen jest bardzo długi, było to wiele godzin. Zimą dzień jest tu krótki a i żegluga utrudniona, więc młodzi pracownicy faktorii uczęszczali do parafialnej szkoły. Na końcu każdej parceli od strony nadbrzeża stał żuraw do przeładunku statków i jedna wspólna toaleta. Od strony lądu – kamienny lamus, który służył do przechowywania co cenniejszego dobytku kupców. Aby sen w nie ogrzewanych budynkach był możliwy, łóżka mieściły się w swego rodzaju szafach, których ściany były możliwie oddalone od zewnętrznych ścian budynku. Łóżko patrona było oczywiście okazałe, stosownie do zamożności faktorii. Łóżka pracowników zwykle nie przekraczały rozmiarami psiej budy. przy czym, dla oszczędności miejsca i ciepła, sypiali oni zwykle po dwóch „na waleta”. Na końcu nadbrzeża, stal murowany budynek w którym patroni mogli oddawać się rozpuście gorącego jedzenia i korzystać z. rozkoszy kominka. Młodzi pracownicy, podpisywali zwykle kilkuletnie kontrakty, po upływie których wracali do rodzinnych miast, lub awansowali w hierarchii na zastępców patrona. Ostatni wielki pożar zniszczył miasto na początku XVIII w. W tym czasie handel z Norwegią w znacznej mierze przejęli Holendrzy, których statki były znacznie doskonalsze od hanzcatyckich więc lepiej radziły sobie z żeglugą po tych trudnych nawigacyjnie akwenach. Miejsce starych, drewnianych zabudowań zaczęły zajmować nowe, coraz bardziej okazałe, aż w początkach XX w. Gmina w Bergen zaczęła się wstydzić tej drewnianej rupieciami i zaczęło budować na Bryggen murowane kamienice, nieco tylko nawiązujące do tradycyjnej architektury. Na szczęście ten trend został powstrzymany i dziś Bryggen jest malowniczą mieszaniną starego z nowym. Co więcej. Bryggen zostało zaliczone do zasobów dziedzictwa architektury UNESCO. Nie jest jednak martwym skansenem. Jest pełne sklepów, galerii sztuki oraz oczywiście pubów i restauracji, długo w’ nocy rozbrzmiewających muzyką. Z historią Hanzy w Bergen można zapoznać się w’ muzeum Hanzy, znajdującym się oczywiście w jednym z. domów na Bryggen . Znakiem rozpoznawczym Norwegii są Trolle, dziwne leśne ludziki z długimi nosami i krótkimi ogonkami. Troll jest tym lepszy, im bardziej szkaradny, przed sklepami straszą więc różnej wielkości paskudztwa. Trolle są długowieczne, niektórym już na głowach rośnie trawa zamiast włosów i generalnie są raczej złośliw e, choć oczyw iście istnieją chlubne wyjątki.
Dzisiejsze Bergen jest nowoczesnym, liczącym około 250 tys. mieszkańców miastem. Jego zamożność w znacznej mierze powstała dzięki obsłudze bliskich platform wiertniczych na Morzu Północnym Jest rozłożone na otaczających zatokę wzgórzach. Na dwa z nich można pojechać kolejką linową, jedna z nich przypomina zakopiańską kolejkę na Gubałówkę, ale służy mieszkańcom w’yżej położonych dzielnic za miejski tramwaj. Przy samym porcie rozkłada się codziennie targ rybny, na którym można zaopatrzyć się po umiarkowanych jak na Norwegię cenach w przeróżne owoce morza, poczynając od wspaniałych łososi, przez homary po oprawione i gotowe dojedzenia krewetki. Jeśli ktoś lubi w tym dłubać, może kupić nieoprawione. Wieczorem targ znika bez śladu a plac po nim jest starannie sprzątnięty – do następnego ranka. Jedynym utrapieniem Bergen jest pogoda. Dni deszczowych jest tu podobno 295 w roku, a reszta to już słońce i słońce, czasem tylko przerywane przelotnym deszczykiem.
Po zwiedzaniu miasta udajemy się na przystań gdzie stateczkiem rozpoczynamy czterogodzinną przygodę z najdłuższym i najgłębszym fiordem w Norwegii. Sognetjord jest położony w regionie Sogn i Fjordane. Jest najdłuższym (ponad 205 km) i najgłębszym (ponad 1300 m) (lordem Norwegii. Region ten oferuje najwspanialsze w świecie, zapierające dech w piersiach widoki fiordów i gór. Wszechobecną ciszę ( za wyjątkiem pracy silnika statku) przerywa huk wodospadów oraz wiatr prześlizgujący się nad jeziorami i lodowcami. Być może dlatego, fiordy są miejscem godnym praw dziw ej czci, gdzie przyroda uderza z całą swą powalającą siłą. Miejscem, w którym czujesz, że nie znaczysz nic w obliczu gór niczym wieże, niewyobrażalnie zielonych dolin, błękitnego morza i grzmiących wodospadów. Tego się nie da opowiedzieć to trzeba zobaczyć i przeżyć. Wspaniale tęcze oraz cięgle widoczne ślady śniegu towarzyszą nam aż do miejscowości Sogndal, gdzie czeka na nas kolacja oraz nocleg.
Dzień czwarty rozpoczął się bardzo wcześnie wyjazdem do Parku Narodowyego Jostedalsbreen, Park ten został utworzony w 1991 r. Zajmuje powierzchnię 1230 knr. Oprócz samego lodowca chroni przyrodę jego przepięknych dolin, z największym lodowcem Europy Jostedalsbreen.
Lodowiec Jostedalsbreen spoczywa na wielkim płaskowyżu, w południowo- zachodniej Norwegii. Zajmuje powierzchnię ok. 600 knr. W doliny schodzi licznymi, krótkimi jęzorami. Kiedy się podjeżdża autobusem, całej tej gigantycznej lodowej czapy nie widać. Można zobaczyć jedynie spływające w dół, w kolejne doliny, lodowe jęzory, a nad nimi fragmenty pofałdowanego lodowego płaskowyżu. Jostedalsbreen leży na wysokości od 1600 do 2000 metrów n.p.m., zasłaniają go strome skały spadające w doliny kilkusetmetrowymi stokami. Widok jest niesamowity. Jesteśmy zauroczeni laką masą lodu i cudownymi efektami kolorystycznymi ( od bieli poprzez, błękit do czystego błękitu ). Efekty te są zasługą pięknej słonecznej pogody i krajobrazu. Promienie słoneczne przenikając przez ogromne masy lodu powodują te niesamowite efekty.
Dalej tą drogą dojeżdżamy do Lillehammer.
Lillehammer, leżące 60 km na północ od Hamar i 170 km od Oslo, jest najbardziej godnym uwagi miejscem położonym nad jeziorem Mjosa. Zimą staje się doskonałym ośrodkiem narciarskim, tętniącym życiem i młodością. Dzięki malowniczemu położeniu w zacisznej okolicy nad jeziorem, a także rozbudowanej sieci narciarskich tras biegowych, Lillehammer zostało wybrane na gospodarza zimowych igrzysk w 1994 r. Przed olimpiadą rząd Norwegii wydal niebagatelną kwotę dwóch miliardów koron na przygotowanie miejskich obiektów sportowych, które nie mają równych w całym kraju. Obiekty leżą na zboczach pobliskich wzgórz a należą do nich: duża skocznia narciarska z wyciągiem krzesełkowym, dwie mniejsze skocznie oraz stadion zimowy, gdzie kończy się ponad 30 km narciarskich tras biegowych. Kompleks skoczni został wybudowany specjalnie na Zimową Olimpiadę w 1994 r. i szybko stał się symbolem Lillehammer. Składa się z dwóch obiektów, skoczni normalnej K-90, która wyłożona jest igelitem, umożliwiającym oddawanie skoków latem, oraz skoczni dużej K-123. której rekordzistą jest Adam Małysz.
Trybuny skoczni w Lilehammer tworzą półkole, które dodają jej uroku i spraw iają, że są to obiekty niepow tarzalne i wddoczne z. daleka.
Skocznie w Lillehammer stanowią jeden z elementów Parku Olimpijskiego, który co roku przyciąga wielu turystów. Z wieży startowej rozpościera się wspaniała panorama miasta.
Skocznie w Lillehammer często goszczą zawodników w ramach Pucharu Świata. Pucharu Kontynentalnego oraz mniejszych – lokalnych imprez jak Mistrzostwa Norwegii.
Przed sezonem zimowym 2006/2007 większa skocznia została zmodernizowana. Przesunięto punkt konstrukcyjny ze 120 na 123 metr, a punkt HS ze 134 na 138 metr. Teraz na tym obiekcie można skakać znacznie ponad 140 metrów, przez co skocznia w’ Lillehammer stała się największym dużym obiektem w Norwegii. Wcześniej za taki uważany był obiekt KI20 w Rena, gdzie rekord Larsa Bystoela wynosi 140 metrów .
W roku 2007 na dużej skoczni został położony nowy igelit i tym samym trenować można na nim przez cały rok. Po tych wszystkich atrakcjach powrót do hotelu na kolację.
Dzień piąty jest zakończeniem naszego spotkania z Norwegią. Po wczesnym śniadaniu udajemy się do autobusu i przejazd na lotnisko pod Oslo. Tutaj odprawa i przelot samolotem do Krakowa a z stamtąd do domu.
Ze wspaniałej wycieczki pozostały cudowne wspomnienia i przeżycia cementujące naszą SEP-owską społeczność. Chwała organizatorom i do następnego spotkania na turystycznych szlakach.